Rano obudziły mnie promienie słońca
wpadające przez niezasłonięte okno. Ktoś tu musiał być, pomyślałam. Zegarek na
komodzie wskazywał godzinę 7. Obok niego leżała kartka, na której pisało:
„Ubierz się i zejdź do Sali.” Tak też więc zrobiłam. Przy jednym stole
siedzieli Dona, jej matka i dwaj bracia. Jedli śniadanie, a jeden talerz chyba
był zarezerwowany dla mnie. Dona gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się zachęcająco
i wskazała na miejsce obok siebie. Usiadłam i zaczęłam jeść bez większego
zapału.
- Jak ci się spało, mam nadzieję, że
cie nie obudziłem ? – Marcel wydawał się dziwnie miły.
- Nie, nie obudziłeś mnie. Tak
myślałam, że ktoś przyszedł odsłonić okno. – mówiąc to zaczerwieniłam się po
czubki uszu. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam, zawsze czułam się swobodnie w
towarzystwie chłopców, ale ci dwaj bracia wywoływali we mnie dziwne uczucia.
- No więc Kornelio, dzisiaj poznasz
Radę oraz resztę mieszkańców i pracowników naszego ośrodka. – pani Gherard
miała bardzo poważny głos. – Ja niestety nie będę cię przedstawiać. Zrobi to za
mnie Marcel, bo jest najstarszy. Do zobaczenia. – uśmiechnęła się złośliwie,
wstała i już jej miałam nie zobaczyć do końca dnia.
- Poznasz dzisiaj wiele ciekawych
ludzi. – Dona była niewzruszona zachowaniem matki. Widocznie była
przyzwyczajona do charakteru rodzicielki. Po śniadaniu zostałam wpuszczona do klatki lwa
.
W
ośrodku jest bardzo dużo ludzi. Na
każdym kroku można spotkać kogoś ciekawego. Mijaliśmy azjatów, Latynosów i
ciemnoskórych. Posługiwali się chyba wszystkimi językami świata. Poczułam się
trochę zagubiona w takim wielkim tłumie.
Aby dodać sobie otuchy ścisnęłam w ręce hematyt wiszący na mojej szyi.
Doskonale
pamiętam jego kształt. Jest podłużny i owalny. Jednak z jednej strony jest
idealnie płaski, jakby brakowało jeszcze jednego kawałka. Zawsze byłam ciekawa Czu istnieją jeszcze
takie kamienie jak ten. Gdy go dotykałam
wydzielał ciepło. Wydawało mi się, że coś ogrzewa go od środka.
Marcel przyglądał mi się cały czas. Puściłam naszyjnik i odetchnęłam
głęboko.
- Nie denerwuj się. Członkowie rady
są naprawdę sympatyczni. Nie masz się
czego obawiać. – starał się mnie pocieszyć i udało mu się. Odprężyłam się, ale
zdenerwowanie wróciło kiedy stanęliśmy przed dużymi dwuskrzydłowymi drzwiami. Marcel
zapukał i po chwili usłyszeliśmy „Proszę”.
Weszliśmy
do ogromnej biblioteki. Mniej więcej na środku stało duże drewniane biurko przy
którym siedział przewodniczący rady.
- Danielu chciałbym ci przedstawić
już teraz oficjalnie Kornelię – chłopak uśmiechał się od uch do ucha.
- Mam nadzieję, że nie
przestraszyłaś się za bardzo. – starszy pan miał zatroskaną minę.
- Nie, nic się nie stało. Chciałabym
się tylko dowiedzieć co tu się dzieje.
- Ależ oczywiście. Wszystko ci
wytłumaczę, bo coś mi się wydaje, że Donattella nie wytłumaczyła ci wszystkiego
ze szczegółami, ale niestety najpierw musimy zbadać jak to się stało, że ją
zobaczyłaś. Teraz przejdziemy do sali treningowej. Tam poznasz resztę Rady i zobaczymy
jakie masz umiejętności. – po tych
słowach uśmiechnął się i wstał. Poszliśmy za nim.
W
sali, która wyglądała jak ta w mojej szkole poznałam resztę Rady. Marcel miał
rację. Byli oni starszymi, sympatycznymi ludźmi.
- Kornelio dowiedzieliśmy się, że
trenujesz karate, więc chcemy zobaczyć jak potrafisz walczyć. – to zdaje się
powiedziała kobieta o imieniu Renata.
- Dobrze. To co mam robić? – byłam lekko
zdezorientowana. Marcel raz patrzył na a raz na Radę.
- Stój i czekaj- usłyszałam odpowiedź.
Po chwili koło mnie coś się ruszyło. Był to mężczyzna ubrany w strój bojowy. Niespodziewanie
ruszył na mnie. Mój instynkt kazał mi się bronić. Zrobiłam unik, kolejny i
kolejny. Mężczyzna nie dawał za wygraną. Wyciągnął za pasa drewnianą pałkę taką
z jaką ćwiczymy na zajęciach. Teraz byłam zdeterminowana. Sprawnie
odparowywałam jego ciosy. W końcu jednym kopnięciem powaliłam go na podłogę.
Cała Rada i Marcel wytrzeszczali oczy ze zdumnienia i długo nikt się nie
odzywał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz