Wejścia w zaczarowany świat

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 8: Niespokojna pełnia cz.2

Obudziłam się rano. Kostka bolała jak diabli. Rozejrzałam się po pokoju. W fotelu spał zielonooki. Nagle wszystko mi się przypomniało. W głowie kołatała mi się jedna myśl. Całowaliśmy się! Opadłam z westchnieniem na poduszkę. Zacisnęłam powieki, żeby wspomnienie pozostało mi przed oczami jak najdłużej.
- Nie śpisz już?  - nagle blisko mojej twarzy usłyszałam głos.
- Właśnie się obudziłam. Kostka mnie strasznie boli. - pomimo bólu nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który wkradł na moje usta.
- To może być coś poważnego. Po śniadaniu musisz iść do Renaty - Fabian zrobił zatroskaną minę. Podniosłam się do pozycji siedzącej. - Idź się ubierz to pójdziemy na śniadanie - pomógł mi wstać. Kiedy weszłam do łazienki wyszedł z pokoju.
Starałam się jak najmniej ruszać nogą. Przy zakładaniu spodni miałam nie mały problem. Jakoś dałam radę. Ostatni raz spoglądając w lusterko zauważyłam, że coś się we mnie zmieniło. Chyba wyglądałam na szczęśliwą.
Podtrzymując się ścian i mebli doczłapałam się na korytarz. Zza rogu od razu wyłonił się Fabian. Kurczę. On to ma wyczucie czasu. Uśmiechnął się szeroko. Chciał wziąć mnie na ręce, ale stanowczo dałam mu do zrozumienia, że chcę iść sama.
- No skoro chcesz... - objął mnie w tali jedną ręką, a drugą złapał moją dłoń. - Pewnie to wiesz, ale pięknie dzisiaj wyglądasz.
Wybąkałam ledwo słyszalne dziękuję i zarumieniłam się po czubki uszu. Ten chłopak doprowadzał mnie do szaleństwa. Szliśmy powoli, aby moja kostka tak bardzo nie bolała. Fabian cały czas się dopytywał czy nie chcę odpocząć i nie chcę by mnie jednak zaniósł. Za każdym razem odmawiałam. Nie chciałam,  aby pomyślał, że jestem jakaś słaba.
Kiedy znaleźliśmy się przy wejściu do sali ogarnął mnie niepokój. Zatrzymałam się raptownie.
- Co jest?
- Nie wiem, mam złe przeczucia.
- Spokojnie, przecież wiesz, że nic ci się nie stanie - przytulił mnie mocno.
- No wiem, ale... - brakło mi słów, uciekłam od niego wzrokiem - czy my teraz...
- Jesteśmy razem? - złapał mnie za brodę, abym spojrzała mu w oczy - Jeżeli tylko ty chcesz. Nie chcę ci się narzucać albo coś. Wszystko zależy od ciebie. Nie musiałem się zastanawiać długo - po tym jak to powiedział lekko pocałowałam go w usta. Mocno złapałam jego dłoń i pociągnęłam w kierunku wejścia. na twarzy chłopaka pojawiło się zaskoczenie a zaraz po nim radość. Ścisnął moją dłoń i uśmiechnięci weszliśmy do Sali.


Przepraszam.
Zgubiłam się gdzieś na 2 miesiące.
Sama nie wiem gdzie byłam.
Tyle się działo. W końcu znalazłam czas.
Jak najdziecie moją motywację do działania, to się zgłoście do mnie.
Moja wyobraźnia mnie zaskakuje.
Zapraszam!
http://shadowofmagic.tumblr.com/

niedziela, 13 października 2013

Wielkie dziękuję!

Wchodzę teraz na bloga a tu tyle wyświetleń.
Aż mnie zatkało.
Dziękuję wszystkim, którzy kiedykolwiek czytali moje opowiadanie.
Nie pozostaje mi nic innego jak pisać jeszcze więcej.

sobota, 12 października 2013

Rozdział 8: Niespokojna pełnia cz.1

W nocy nocy mogłam zasnąć. Dzisiejsze wydarzenia nie dawały mi spokoju. Myśl o tym co potrafię napawała mnie strachem i jednocześnie uczuciem wyjątkowości. Przestałam być zwykłą nastolatką. Bałam się jednak czy to mnie nie przerośnie, że nie będę umiała sobie z tym poradzić. Mój pokój stał się zbyt ciasny i ciemny. Wstałam i wyszłam boso na korytarz. 
Nikogo nie było. Podłoga cicho skrzypiała pod moimi stopami. Szłam blisko ściany, nie odrywając od niej ręki. Dobrze, że nikt nie wyłączył lamp. 
Skierowałam się na dół. Nie do Sali. Szłam jeszcze niżej. Nic nie czułam, zimna ani strachu, który powinien się pojawić. Nie zawróciłam, kiedy zorientowałam się, że jestem prawie tam gdzie spałam po ataku na rodziców.
Nagle za rogiem pojawiły się dwa cienie. Przylgnęłam do wnęki w ścianie. Nasłuchiwałam.
- Tu powinno być ci wygodnie. Bardzo rzadko używamy te pomieszczenia - czy to był Daniel?
- Spokojnie. Według mnie to są bardzo luksusowe warunki - Cold mówił życzliwym głosem.
- Chyba muszę ci uwierzyć. W Końcu jesteś ekspertem w tych sprawach - o czym oni do diabła mówili?!
- Czuję niestety, że to będzie niespokojna pełnia - co, pełnia? - wydaje mi się, że to przez jej obecność.
- Też tak myślę. Zauważyłem, że wszyscy robią się coraz bardziej poddenerwowani - wyłonili się zza zakrętu. Cold podpierał się laską. Miał ogromnego sińca na szczęce.
- Ale, no cóż, jakoś sobie dam radę. Jak stwierdziłeś przecież jestem ekspertem i to nie moja pierwsza przemiana. No to do zobaczenia przed balem. - zatrzymali się i pożegnali. Daniel poszedł dalej korytarzem nie zauważając mnie a Cold zawrócił i zniknął.
Wyszłam z ukrycia. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego co usłyszałam. Ogarnął mnie przeraźliwy chłód. Przytrzymałam się ściany. Pełnia, przemiana. On był wilkołakiem. Złym wilkołakiem. Dlaczego Daniel mu pomagał i co ja miałam z tym wszystkim wspólnego?
Zaczęłam biec. Płuca mnie paliły, ale nie przestawałam. Minęłam drzwi do swojego pokoju. Musiałam dokądś uciec. Nagle na kogoś wpadłam. Oboje wpadliśmy. Poczułam okropny ból w kostce. 
- hej, co ty tu robisz w nocy? - Fabian rozcierał sobie bolące ramię.
- Ja... Nie wiem.. Cold.... - nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Cała się trzęsłam a wszystkie emocje, które zbierały się we mnie przez ostatnie tygodnie skumulowały się by wybuchnąć.
- Ci się stało? Kornelio, powiedz coś! - od razu zobaczył, że coś jest nie tak. Złapał mnie za ramiona i przytulił mocno. Głaskał mnie po włosach i plecach - Cicho, no już. Spokojnie. Już jesteś bezpieczna - kołysał mnie w ramionach jak małe dziecko. Łzy lały się strumieniami z moich oczu.
- Cold jest wilkołakiem - po plecach przebiegł mnie dreszcz. Fabian też go poczuł i przytulił mnie jeszcze mocniej - mam już dość tego wszystkiego. - złapał mnie za podbródek, żebym spojrzała mu w oczy. 
- Nie możesz się  teraz złamywać. Jesteś silna i dasz sobie ze wszystkim radę. Nie masz się czego bać - pokiwałam głową, a łzy dalej spływały mi po policzkach. Wpatrzyłam się w jego zielone oczy. Ach... Jakie one są piękne, takie hipnotyzujące. Głaskał mnie po policzku. Zamknęłam oczy. Poczułam jego ciepły oddech na ustach. Delikatnie dotknął sowimi ustami moje. Przeszył mnie jakby prąd. Stał się pewniejszy siebie. Jego ręka zatrzymała się na mojej szyi. Wplotłam palce w jego włosy. Nie byłam w stanie oddychać. W końcu oderwał się ode mnie. Jego oczy lśniły. Widziałam w nich troskę, szczęście i coś dzikiego.
- Możesz wstać? - zapytał, nie wypuszczając mnie z objęć. Spróbowałam poruszyć stopą, ale tak strasznie bolała. Pokręciłam głową. - No dobrze - Wziął mnie na ręce. Był silny.
- Jesteś niesamowity - cicho wyszeptałam. Obdarzył mnie pięknym uśmiechem. Szedł spokojnie, ani razu nie patrząc na korytarz. Wpatrywał się we mnie. Byłam jak w stanie hipnozy. Cudowna była cisza. 
Niestety chyba zasnęłam.


Przepraszam.

Tak długo nie pisałam.
Przynajmniej jest długa ta część. 
Ach ten Fabian *.*

poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział 7: Razem nie zawsze oznacza miło część 3

  W drodze do pokoju spotkałam Cold'a. Zacisnęłam. pięści. Jeszcze nigdy z nim nie rozmawiałam, ale czułam do niego odrazę. Jakoś mnie odpychał. Zdziwiło mnie moje negatywne nastawienie. Przecież go nie znałam. Kiedy się mijaliśmy myślałam, że swoim wzrokiem wypali mi dziurę. Poczułam dreszcze na plecach. To co będzie się działo później?
  W bibliotece byli już wszyscy. Marcel i Fabian starali się ukryć śmiech i co chwilę się szturchali. Miło było na nich patrzeć jak się nie kłócili. Dona stała z rękami skrzyżowanymi na piersiach i obrażoną miną. Daniel rozmawiał z John'em Cold'em. Renata uśmiechała się do mnie przyjaźnie, ale od razu przeszła do sedna sprawy.
 - Kornelio chcielibyśmy dzisiaj dowiedzieć się czegoś o tym co potrafisz. Uważamy, że pod wpływem dużych emocji możesz przesuwać przedmioty albo powodować zakłócenia w falach magnetycznych. Dokładnie to sprawdzimy. Zaczniemy od zwykłej szklanki do połowy napełnioną wodą - postawiła ją na biurku. Chłopcy od razu się uspokoili a nasz gość zamilkł. Wszyscy wlepili we mnie wzrok, co było bardzo stresujące - Pomyśl o czymś co wywołuje w tobie wielką radość czy szczęście. Jakieś mocne wspomnienie. Jak nic się nie będzie działo to spróbuj z jakimś innym.
  Skupiłam wzrok na szklance.
  Co mi się w życiu przydarzyło miłego i szczęśliwego? Pomyślałam o tym jak rodzice zaraz po powrocie do domu dali mi hematyt. Uśmiechnęłam się w myślach do mamy i taty, ale przypomniało mi się, ze to przez ten kamień mogłam im zrobić krzywdę. 
  Znajdź coś innego! Tylko co? W głowie zobaczyłam dzisiejszy ranek. Spotkanie Fabian na strychu, śniadanie i śmiech braci. Tak, to jest to. Prawie się popłakałam.
  Teraz skupiłam się na tym, aby skierować moc tego wspomnienia na szklankę. Jestem pewna, że on ją ma. No niech się coś stanie! Nagle stwierdziłam, że muszę coś jej rozkazać. W myślach nakazałam wodzie zwiększyć swoją objętość.
  Tak też się stało. Wow! Czyli stanie się to co zechcę. W przypływie adrenaliny wysłałam szklankę w podróż po bibliotece. Ze śmiechem zauważyłam zdziwienie na twarzy pozostałych. Marcel aż miał otwarte usta.
 - Brawo, brawo! Widzę, że jesteś naprawdę zdolna. Chciałbym z tobą ćwiczyć i ci pomóc - Cold ruszył w moją stronę. O nie! Nawet o tym nie myśl! Wkurzyłam się nie na żarty.
 - Nie! - wykrzyknęłam z całych sił i podniosłam ręce w jego stronę. Siła, która wypłynęła z moich dłoni odepchnęła badacza i odrzuciła go na ścianę. 
 - Kornelio, przestań! - Daniel rzucił mi karcące spojrzenie i ruszył Cold'owi na pomoc. Popatrzyłam na przyjaciół. W oczach Fabiana było uznanie a jego brat ciągle był w szoku, Dona uśmiechała się z zadowoleniem.
 - Myślę, że top już koniec na dzisiaj. Kornelio bądź za 10 minut w Sali. Możecie się rozejść - Renata pomogła podnieść i wyprowadzić Cold'a z biblioteki. Wyszliśmy na korytarz.
 - To było świetne. Jak to zrobiłaś? - Donie świeciły się oczy. 
 - Po prostu to sobie wyobraziłam. Nie mogę tego pojąć i o co mu w ogóle chodziło? - targały mną różne odczucia.
 - Spokojnie. Uspokój się. Wszyscy tego na razie nie rozumiemy - Marcel zdążył się już otrząsnąć - Lepiej idź już do Sali.
  Dona z Marcelem poszli. Fabian stał chwilę i poklepał mnie po plecach.
 - Dobra robota.
 - Dzięki.
  W Sali okazało się, że Renata chciała się dowiedzieć w jaki sposób szklanka latała. Opowiedziałam jej wszystko dokładnie a ona zapisywała coś na kartce. Nic nie wspomniała o naszym gościu. Do końca dnia siedziałam w sowim pokoju, słuchając muzyki. Zeszłam tylko na kolację. Nie byłam w nastroju do rozmów.


O mamusisu! Jaki długi rozdział.

Tak dawno nie pisałam.
No okazuje się, że  Kornelia ma fajne zdolności >.<

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 7: Razem nie zawsze oznacza miło część 2

   Usiadłam obok Dony.
 - Gdzie jest Cold? - spytałam Marcela. Nie zdążył jednak mi odpowiedzieć, bo nasz gość pojawił się w drzwiach. Uśmiechał się sztucznie a w ręce trzymał notatnik.
 - Jakie to piękne, jak wszyscy razem zasiadają do śniadania - w jego głosie wyczułam jakiś niezbyt przyjazny ton. Zapisał coś i skierował się do stołu, przy którym siedziała Rada.

   Mało kto przejął się jego przybyciem. My wymieniliśmy między sobą zaniepokojone spojrzenia. Co jakiś czas ktoś z nas spoglądał w stronę Cold'a. Zauważyłam, że nic nie je, ale za to wszystkim się bacznie przygląda. Podzieliłam się swoim odkryciem z przyjaciółmi.
 - Może prowadzi badania nad gatunkiem Mścicieli żeby stworzyć jakiegoś potwora? - Marcel spróbował zażartować.
 - To nie było śmieszne. Kornelio mam dla ciebie twój kamień. Daniel mi go dzisiaj dał. Schowaj go gdzieś najlepiej. - Dona podała mi pod stołem naszyjnik. Poczułam się trochę jak jakiś tajny agent lub spiskowiec, który odbiera przesyłkę, która ma uratować świat. Rozbawiło mnie to. Tym razem pozostali też zaczęli się śmiać.
 - Słyszałem, że rada chce abyś zaczęła naukę odkrywania swoich zdolności - Marcel zwrócił się do mnie - I oczywiście będzie też w nich uczestniczył nasz rzekomy badacz. 
 - Ale po co on tam? Nie będę żądnym królikiem doświadczalnym albo czymś takim! - nie kryłam swojego oburzenia.
 - Ciszej bądź! - Fabian syknął ostrzegawczo.
 - Spokojnie. Nie wiemy przecież na czym to ma polegać. Zo.. - urwał nagle i skierował wzrok na coś ponad moją głową.
 - Witajcie. Jak tam, wyspani? Razem z Radą ustaliliśmy, że od dziś Kornelio rozpoczynasz specjalną naukę - Daniel oznajmił radosnym głosem - Bądźcie wszyscy w bibliotece o 10.
   Patrzyliśmy jak wychodzi rozmawiając z Renatą. Dokończyliśmy śniadanie w milczeniu. Do 10 zostało 45 minut.
 - Pójdę odnieść naszyjnik.
 - A ja może spróbuję coś posprzątać. Dawno nie sprawdzałam co mam pod łóżkiem - Marcel zakrztusił się sokiem a Fabian wybuchnął śmiechem - No co? Jeszcze zobaczycie, że mój pokój będzie lśnić. Wtedy szczęki wam opadną. - wstała i odrzuciła włosy do tyłu. Zastanawiałam się jak źle jest z porządkiem w jej pokoju.
 - Kim ona jest? - Marcel starał się zetrzeć plamę po soku z koszuli. jego brat dalej dusił się ze śmiechu. - Przecież ona nigdy nie sprząta.
- Pamiętasz jak raz weszliśmy do jej pokoju bez pozwolenia? Kiedy przechodziłem obok szafy cała jej zawartość wysypała się na mnie a Marcel potknął się o coś i później miał wielkiego siniaka na czole. Co to było? - tak się śmiał, ze prawie spadł z krzesła.
 - Nie wiem, chyba stos pudełek z płytami. Strasznie się wtedy wkurzyła. - teraz obaj aż płakali ze śmiechu.
- Ech.. To nie chcę już tam wchodzić. To widzimy się w bibliotece - zostawiłam rozochoconych braci. Ciekawe, kiedy się uspokoją? 




Przepraszam, że tak późno, ale nie miałam internetu.

Pamiętajcie jak sami będzie mieli własny dom, nie bierzcie internetu z limitem!

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 7: Razem nie zawsze oznacza miło część 1

   No to zapowiadało się naprawdę nieźle. Przybycie tajemniczego Cold'a i wiadomość o Balu Letnim pozbawiły mnie snu. Przez całą noc myślałam o tym co może się zdarzyć w najbliższym czasie. Do głowy przychodziły mi same najgorsze scenariusze. Nasz gość może się okazać seryjnym mordercą na zlecenie Jaronika albo coś wydarzy się na Balu. Jacyś ważni ludzie mogą się poważnie pokłócić i może wybuchnąć wojna domowa. Boże, jaką ja mam chorą wyobraźnię. 
   Około godziny 6 zwlekłam się z łóżka. Nie mogłam dalej tak bezczynie leżeć. Poszłam przejść się po ośrodku.
   Na korytarzu zdziwił mnie duży ruch. Przybycie Cold'a wywołało jakieś oblężenie. Nigdy nie widziałam tutaj tak wielu ludzi. Rozmawiali, wchodzili do pokojów albo po prostu gdzieś szli. Nie wiedziałam gdzie mogłabym pomyśleć. Wszędzie na pewno ktoś się kręci. Nie, chwileczkę. Jednak możliwe, że nie wszędzie. Mogę iść na strych.
   Miałam bardzo dużo czasu do śniadania. Strych wyglądał tak jak widziałam go po raz pierwszy. Dokładnie tak jak za pierwszym razem, bo przy jednej ze skrzyń siedział i przeglądał jakieś rzeczy Fabian.
- Widzę, że też nie lubisz hałasu - zagadnęłam.
- Ludzie mnie irytują. Wolę samotność - nie zaszczycił mnie spojrzeniem. 
- Zauważyłam - mruknęłam tak aby nie usłyszał a głośniej już dodałam - Co oglądasz?
- A ty jak zawsze ciekawska. Znalazłem zdjęcia sprzed kilku lat. Wtedy jeszcze się dobrze bawiliśmy - odwrócił się do mnie. Pokazał mi kilka zdjęć. Rzeczywiście, młodsi bracia i Dona wyglądali na szczęśliwych. Rozbawiła mnie mina Fabiana, którą zrobił do jednego ze zdjęć. Mógł mieć wtedy z 15 lat.
- Kiedy to było robione?
- 3 lata temu. Miałem wtedy 14 lat. Popatrz na to. Ten ich wzrok - na fotografii byli Dona i Marcel. On patrzył na nią głodnym wzrokiem a ona zalotnie mrużyła oczy.
- Myślisz, że coś do siebie czują? 
- Ja nie myślę, ja to wiem. Zawsze ich do siebie ciągnęło, chociaż nigdy nie chcieli się do tego przyznać - uśmiechnął się, czym przyprawił mnie i zawroty głowy. Tak rzadko go takim widziałam.
   Przeszukaliśmy wspólnie jeszcze kilka pudeł. Znaleźliśmy więcej zdjęć i stare książki, z których odłożyłam sobie kilka, aby je później przeczytać. Bałam się odezwać. Myślałam, że jak tylko otworzę usta to to skompromituję się się przed Fabianem. On też nie był skory do rozmowy. Wzdychał tylko głęboko, gdy coś oglądał.
- Lepiej już chodźmy, bo spóźnimy się na śniadanie - nagle spojrzał na zegarek.
- Zgadzam się z tobą. Od tych poszukiwań zrobiłam się głodna - zeszliśmy na dół.
   W Sali byli już prawie wszyscy. Rozmawiali ze sobą i jedli jajecznicę. Jednak nie mogłam nigdzie dojrzeć John'a Cold'a. 

środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział 6: Truskawki i słońce cz.3

- Co się dzieje? - Dona przeraziła się nie na żarty.
- To ten człowiek z zakonu. To po jego wizycie Ali zachorował. - ręce zaczęły mu się mocno trząść. Bałam się, że rzuci się na nieznajomego. Złapałam go za ramię.
-Marcelu, coś się stało? - pani Gherard miała przyklejony do twarzy sztuczny uśmiech - Nie przywitacie się z gościem ?
- Poznajcie proszę Johna Cold'a. Jest badaczem i chce się przyjrzeć twojemu kamieniowi Kornelio. Najprawdopodobniej zostanie z nami aż do Balu Letniego. Na pewno jest pan zmęczony podróżą. Zaprowadzę pana do pokoju. Dobranoc wszystkim. - Daniel zignorował napięcie, które powstało w Sali. Wyszedł z rzekomym panem Cold'em a za nimi pozostali. Zostaliśmy tylko my i Fabian, który nagle się pojawił.
- To wcale nie jest badacz tylko szpieg.
- Skąd możesz to wiedzieć? - byłam zaskoczona wybuchem Fabiana. Marcel opadł na najbliższe krzesło.
- Po pierwsze ma czarne oczy. Po drugie wiedział o tobie.
- Ale czego chce? - Dona była przejęta.
- Nie mam pojęcia, ale Kornelio nie pozwól, aby twoja przepowiednia wpadła w jego ręce. - spojrzał mi prosto w oczy.
- Muszę się dowiedzieć, co zrobił Aliemu - Marcel wstał nagle i ruszył do wyjścia. Dona z Fabianem w porę  go złapali.
- Nie dzisiaj. Idźmy już lepiej spać. Jutro pomyślimy co zrobić. - zielonooki kiwnął głową na znak, że zgadza się z moimi słowami. Wyszliśmy z Sali. Starszy z braci szedł z rękami w kieszeniach. Po chwili skręcili. O, mają pokoje piętro niżej.
- Ojej, ale on jest słodki, kiedy kiedy się denerwuje.- czy ona właśnie to powiedziała? Dona, która może mieć każdego chłopaka a zachwyca się przyjacielem, którego zna zapewne od dzieciństwa? Niewiarygodne, ale z jednej strony jej się nie dziwię. Marcel jest naprawdę przystojny.
- Taa.. - nie zareagowała - Co to jest ten Bal Letni?
- Odbywa się w każde przesilenie letnie. Zjeżdżają się najważniejsi polscy mściciele. W tym roku będzie u nas, a ty będziesz prawdziwą gwiazdą. Wszyscy będą o tobie mówić Nie mogę się doczekać. Będzie super.
- Taa.. Będzie po prostu świetnie.

I tym "optymistycznym" faktem kończy się szósty rozdział.

Kim jest i czego chce John Cold?

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 6: Truskawki i słońce cz.2

- A jak bardzo?
- Nie tak bardzo jak ja, ale na tyle, żeby poradzić sobie podczas walki – zrobił tajemniczą minę.
- Aha. Fajnie wiedzieć – zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
- Przyszedłem ci powiedzieć, że przyszli twoi rodzice i chcę z tobą porozmawiać. – nic nie odpowiedziałam. Po prostu odwróciłam się i skierowałam się do środka. Nie chciałam z nimi rozmawiać, ale postanowiłam, że nie zrobię im przykrości. W pokoju znowu wzięłam prysznic, ubrałam się w sukienkę, w której nigdy wcześniej nie chodziłam. Zeszłam do Sali.
         Moi rodzice siedzieli przy jednym ze stołów i rozmawiali z Renatą. Kiedy mama mnie zobaczyła uśmiechnęła się i łzy zaczęły jej spływać po policzkach. Nie wytrzymałam. Od razu ją przytuliłam i sama zaczęłam płakać.
- Mamo, proszę nie płacz. Przepraszam was.
- Nie masz za co przepraszać. To wszystko to przecież przez nas. To my daliśmy ci ten przeklęty kamień. – tato wydawał się być zły na siebie.
- Ale nie wiedzieliście. To nie wasza wina. – jego też mocno przytuliłam. – O czym chcieliście ze mną porozmawiać?
- O wszystkim. Czy jest ci tu dobrze i w ogóle jak sobie radzisz? Strasznie za Tobą tęsknimy. Tak mi przykro, że Cię w to wszystko wplątaliśmy. – mamie plątał się język.
- Wszystko w porządku. Podoba mi się tu. Minęły dopiero niecałe 2 miesiące a ja już nie potrafię wyobrazić sobie życia bez tych ludzi. – łzy zaczęły mi się zbierać w oczach.
- Jesteśmy szczęśliwi, że też czujesz się szczęśliwa. – tato też mnie przytulił – Chcemy gdzieś wyjść z tobą. Może na lody? Jak chcesz możesz zaprosić przyjaciół. Co ty na to?
- Super! – poszłam po Donę i Marcela.  Zgodzili się. Spróbowałam też z Fabianem, ale on się nie zgodził.
         Całe popołudnie i wieczór spędziliśmy śmiejąc się i jedząc lody. Słońce cały czas świeciło. Było po prostu wspaniale. Po raz pierwszy od dłuższego czasu mogłam odetchnąć. Byłam naprawdę szczęśliwa. Żeby uczcić ten piękny razem z Doną i Marcelem zrobiliśmy sobie tatuaże słońca z henny. Mama śmiała się z nas i razem z tatą uznali, że wyglądamy jak dzieci. Niestety było już późno i musieliśmy wracać do ośrodka. Pożegnaliśmy się z moimi rodzicami i wyruszyliśmy w drogę powrotną. Marcel udawał tygrysa. Nawet nieźle mu szło. Skradał się i mruczał jak prawdziwy kot. Wszystkie dziewczyny, które przechodziły obok nas oglądały się za nim. Nim się obejrzeliśmy już byliśmy na miejscu.


         W środku czekała na nas niespodzianka. Poszliśmy do Sali. Tam razem z Radą siedział mężczyzna. Już z daleka wydawał się tajemniczy i niebezpieczny. Marcel znieruchomiał. 

poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział 6: Truskawki i słońce cz.1

      Obudziłam się około 16. Wzięłam prysznic i poszłam coś zjeść. W Sali siedziała Dona i trzymała w ręce koszyk.
 - Jak świetnie, że w końcu wstałaś Kornelio. W południe ktoś przyszedł i dał nam ten koszyk. Powiedział, że to specjalnie dla ciebie. – uśmiechnęła się tajemniczo. Podeszłam do niej i uniosłam ściereczkę, którą był przykryty koszyk.
 - Truskawki. Uwielbiam je! – wykrzyknęłam i od razu zjadłam jedną. Była przepyszna. – Ciekawe kto je przyniósł?
 - Nie wiem. Nie mam pojęcia, ale był to przystojny, młody chłopak – zrobiła rozmarzoną minę.
         Przyjrzałam się dokładnie. Wyglądała olśniewająco jak zawsze. Długie włosy miała zaplecione w gruby warkocz. Usta pomalowane na czerwono. Bluzeczka na ramiączkach ledwo sięgała do pępka, odsłaniając umięśniony brzuch. Obcisłe jeansy idealnie leżały na jej zgrabnej pupie i nogach. Stwierdziłam, że muszę coś ze sobą zrobić i postanowiłam, że resztę popołudnia przeznaczę na ćwiczenia karate.
 - Idę poćwiczyć. Jakby ktoś mnie szukał będę w sali treningowej.
 - Jest bardzo ładna pogoda. Jak chcesz to możesz poćwiczyć na dworze – spojrzałam na nią zdezorientowana. Gdzie tu niby jest miejsce do ćwiczeń. – Po prostu idź prosto korytarzem z hollu i na końcu są przeszklone drzwi. Przejdź przez nie i już będziesz na podwórku Ośrodka.
- Dzięki, że mi powiedziałaś. Na pewno tam pójdę. – wstałam wzięłam koszyk z truskawkami. Z kuchni wzięłam butelkę wodę i skierowałam się do pokoju, aby się przebrać.
         Kiedy byłam gotowa zeszłam na dół do hollu. Od razu znalazłam wyjście na podwórku. Gdy je otworzyłam, oniemiałam ze zdziwienia. Nie mogłam uwierzyć, że jest tam tak dużo miejsca. Było tam boisko do piłki nożnej, siatkówki i koszykówki. Zauważyłam nawet bieżnię. Niedaleko stała trampolina gimnastyczna z materacami. Zauważyłam ściankę wspinaczkową. Obok niej stała ścianka z ogromnymi lustrami. Dalej stały przyrządy jak w mojej szkółce karate. Wszystko to otoczone było drzewami.  Od razu skierowałam się do luster. Włączyłam muzykę z mojego telefonu, zjadłam kilka truskawek i przystąpiłam do ćwiczeń. 
         Słońce grzało nie miłosiernie. Po dwóch godzinach wykopów, skoków i machania rękami byłam cała mokra. Wypiłam wodę i zauważyłam, że się opaliłam na rękach i na nogach.
- Później będzie cię bolała głowa. – podskoczyłam, gdy usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się zobaczyłam Fabiana.
- Jak długo tu jesteś?
- Wystarczająco, aby stwierdzić, że jesteś bardzo wysportowana i szybka. – podszedł do koszyka i wziął garść truskawek.


                                                                                                                                                                                                                                                              

piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 5: Magiczny kwiat cz.3

      Pojechaliśmy do Indii. Lecieliśmy samolotem a potem pociągiem. Ali prawie w ogóle się nie odzywał. Był bardzo tajemniczy. Po drodze spotkał się tylko z jakimś mężczyzną, który dał mu jakąś paczkę. Długo się zastanawiałem co było w tej paczce, a nie chciał mi powiedzieć.  To była jego największa tajemnica. Kiedy dotarliśmy do Delhi Ali zostawił mnie w jakimś zakonie czy czymś takim. Za bardzo nie interesuję się religiami i rzeczami z tym związanymi. Opiekowali się mną mnisi. Uczyli mnie jak się wyciszyć i dostrzegać we wszystkim sens i piękną. Często zabierali mnie na długie spacery po lesie czy tam po dżungli. Widziałem wiele zwierząt i wspaniałych roślin. Najbardziej zaintrygowały mnie tygrysy. Jest w nich coś czego nie potrafię opisać.
         Ali nie wracał przez kilka miesięcy. Kiedy w końcu zjawił się w bramie zakonu, prawie go nie poznałem. Bardzo się zmienił, postarzał.  Jego oczy już nie miały blasku, skóra zrobiła się szara. Od razu poszedł zaspać. O świcie wszyscy wstali. Ali nie za bardzo chciał opowiadać gdzie był. Za to przywiózł mi prezenty. Najpierw dał mi naszyjnik, szmaragd, oprawiony w srebro, to było coś w rodzaju amuletu na szczęście. Podarował mi też sztylet. W jego rączce jest osadzony szafir. Ma mi pomagać w walkach. Jeszcze nigdy nie walczyłem, więc nie wiem czy działa.
         Przez następne kilka miesięcy uczyłem się walczyć, o historii całego świata, o wszystkich zwierzętach, które zamieszkują Ziemię i o tym jak opanować emocje. Ali był dla mnie jak ojciec. Troskliwy, opiekuńczy, ale jako nauczyciel był surowy i wymagający. Karał mnie za błędy. Zawsze starałem się mu zaimponować.
         Pewnego dnia przybył pewien nieznajomy. W zakonie wszyscy stali się nerwowo. Jakby coś miało się wydarzyć. Tajemniczy mężczyzna został na noc. Jeszcze przed świtem Słońca nas opuścił. Nie chciałem wiedzieć kto to jest. Nie wiem dlaczego, czułem strach przed nim. Potem Ali zachorował. Nikt nie potrafił mu pomóc. Nie wiedziałem co robić. Byłem zagubiony. Zmarł kiedy siedziałem przy nim w nocy. Jeszcze zanim odszedł powiedział mi żebym odnalazł Wybrańca. Kiedy to zrobię wszystko się ułoży. Nie zdążyłem o nic zapytać. Od razu postanowiłem tutaj wrócić. Dalej nie wiem o co chodziło z tym Wybrańcem, ale już chyba wiem o kogo chodzi -  w tym momencie spojrzał na mnie. Jego oczy rozbłysły i już wiedziałam o co mu chodzi. Ja mam być tym Wybrańcem.
 - I co masz zamiar teraz zrobić? – nie doczekałam się odpowiedzi, bo do biblioteki wpadła Dona z wiadomością, że mogę wrócić do pokoju na resztę dnia. Już jest ranek? To była intrygująca noc.


 - Idź się wyśpij Kornelio. Sen jest ci teraz potrzebny. Miłych snów – uśmiechnął się i popchnął mnie korytarze. Kiedy położyłam się na łóżku od razu zasnęłam. Śniły mi się róże i tygrysy.                                                                                                                                                                                                                                                                  

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 5: Magiczny kwiat cz.2



  Pomieszczenie było duże jak szklarnia. Światło słoneczne zastępowały specjalne lampy. Płatki róż wydawały się lśnić. Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Kwiaty wydzielały delikatny i słodki zapach. Coraz bardziej się w nim zatracałam.
-Uważaj, bo ich zapach może być hipnotyzujący – nagle szepnął mi do ucha Marcel. Jego oddech owiał mi szyję. Na rękach miałam gęsią skórkę. – Lepiej stąd chodźmy. – wyszliśmy i skierowałam się na kanapę, na której wcześniej siedziałam.
`        Mój przyjaciel chodził między półkami i chyba szukał książki, a ja mu się tylko przeglądałam. Za każdym razem kiedy znalazłam się w zasięgu jego wzroku spoglądał na mnie. Jego spojrzenie piekło mnie w skórę. Musiałam opuszczać głowę, żeby nie zobaczył rumieńców na moich policzkach.
- Czytasz czasem poezję? – zapytał.
- Prawie w ogóle. Nigdy nie potrafię jej zrozumieć.
- Nie musisz rozumieć. Musisz to poczuć. – wyłonił się zza regału, niosąc w ręce niedużą książkę. Usiadł obok mnie. – To jak chcesz spróbować czy ja mam czytać?
- Ty czytaj. Ja nie mam już dzisiaj na nic siły.
Zaczął recytować jakiś wiersz. Powiedział kto to napisał, ale nie zapamiętałam tego. Nie wiem nawet o czym był ten wiersz, wtedy mogłam tylko patrzeć na jego oczy. Zatraciłam się w nich kompletnie.
- I jak? Podoba ci się?
- Tak – zdołałam tylko wybełkotać.
- Widzę, że chce ci się spać. Pójdę po coś po czy trochę odżyjesz. – wstał i wyszedł. Kurde, czy ona naprawdę nic nie zauważył? Że niby mi się chce spać? A może po prostu kogoś ma i nie reaguje na moje zachowanie, ale to jest niemożliwe. Przecież sam mnie podrywał. To wydawało mi się trochę podejrzane. Postanowiłam, że teraz jak wróci będę zachowywać się normalnie.
         Po 5 minutach wszedł do biblioteki niosąc tacę z dwiema wysokimi szklankami i dzbankiem jakiegoś napoju. Rozlał go do szklanek i podał mi jedną uśmiechając się zachęcająco. Upiłam łyk. Smakował bardzo dobrze. Czułam cytrynę, grejpfruta, inne cytrusy i miętę. Marcel miał rację. Od razu poczułam jak wracają mi siły. Czułam się orzeźwiona.
- Wow. Dobre. Ty to zrobiłeś?
- Ten napój wymyśliła akurat Dona, ale najczęściej go robię. Wszyscy zawsze uważają, że nie mają czasu na takie bzdury.
- Ale ty oczywiście go masz.
- Mam bardzo dużo czasu. Nigdzie mi się nie śpieszy. Nie robię nic ciekawego całymi dniami. Nie powiem, że trochę mi się tu nudzi.
- A co robiłeś wcześniej, kiedy mnie jeszcze tu nie było? – musiałam zadać to pytanie, bo naprawdę nurtowało mnie od początku mojego pobytu tutaj.
- Na pewno chcesz wiedzieć?
- Tak.
- No to usiądź wygodnie, bo to będzie bardzo długa opowieść.
         Wszystko zaczęło się dwa lata temu. W ośrodku pracował wtedy pewien Hindus. Miał na imię Ali. Zawsze mnie fascynował. Spędzałem z nim dużo czasu. Nauczył mnie wielu rzeczy, np. tego jak zwabiać do siebie dzikie zwierzęta. Często z nim podróżowałem. Pewnego dnia powiedział mi, że musi wyjechać na dłużej. Nie zastanawiałem się nawet. Od razu chciałem z nim jechać. Nie zgadzał się na to. Mówił, że to będzie niebezpieczna podróż. Nie chciał mnie narażać na niebezpieczeństwa. Nie dawałem za wygraną. W końcu się zdenerwował i dla spokoju zgodził się. Fabianowi było obojętne co robiłem, więc nie przejął się wiadomością, że wyjeżdżam. Tylko Dona się martwiła. Wyruszyliśmy. Zaczęła się moja podróż życia.                                                                                                                                                                                                                                                                    

niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 5: Magiczny kwiat cz. 1



     Marcel uparł się, że mnie zaniesie  więc Fabian biegł za nami. Kiedy znaleźliśmy się w bibliotece poczułam mdłości. Już myślałam, że pobrudzę Marcelowi koszulę, ale na szczęście mi przeszło. Chciał położyć mnie na kanapie, która stała pod jedną ze ścian. Upierałam się, że mogę siedzieć a nawet stać, zgodził się żebym siedziała, ale cały czas trzymał mnie za ramię. Jego brat stał obok ogromnego regału z książkami. Rzucał na niego cień tak, że widziałam tylko oczy. Kolejny raz zauważyłam, że dziwnie się zachowuje.
     Przyszedł Daniel. Niósł w ręce szklankę z jakimś ciemnym, mętnym płynem.
- To jest napar, dzięki któremu wszystko sobie dokładnie przypomnisz- widząc moje zaniepokojone spojrzenie dodał – spokojnie, nic ci po nim nie będzie. Jest zrobiony ze zwykłej róży. Odkryliśmy, że jej płatkach jest niezwykła substancja. Nazywamy ją magiczną, ponieważ gdy połączymy kilka jej kropel z jodem zaczyna mienić się wszystkimi kolorami. Wspaniały widok. Kiedyś może to zobaczysz. No a teraz pij.
Podał mi ołówek i kartkę. Po pierwszym łyku znowu zobaczyłam tą straszną wizję. Moja ręka zaczęła to rysować na kartce. Byłam w szoku. Przecież ja nie potrafię malować. Daniel obejrzał dokładnie mój rysunek. Marcel zaglądał mu przez ramię.
- Ja wiem kto to jest. To jest jeden z Czarnych Czarowników. Są szpiegami Jaronika. Chyba ma cię obserwować. Musimy go odnaleźć i coś z nim zrobić.
- Nie Marcelu. Damy mu odjeść. Od teraz Kornelia będzie pod stałą ochroną i tobie powierzam to zadanie.
- Co? Dlaczego niby mamy ją niańczyć? – Fabian był zły. Kiedy nikt mu nie odpowiedział wyszedł z biblioteki przy okazji strącając kilka naprawdę grubych książek. Zapadła cisza.
- No nic. Kornelio na razie tu zostaniesz na wypadek gdyby wizje się powtórzyły. Ja idę porozmawiać z Renatą. Mam nadzieję, że jeszcze nie śpi. – po tych słowach wyszedł, spokojnie podnosząc księgi z podłogi.
- Wygląda na to, że spędzimy tu noc. Chodź pokażę Ci nasze róże. – wydawało mi się, że Marcel jest bardzo podekscytowany tym, że tu zostaniemy. Poprowadził mnie między regałami. Pomiędzy dwoma przy ścianie zobaczyłam drzwi. Przeszliśmy przez nie i zobaczyłam rzędy kwiatów.
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                    

środa, 1 maja 2013

Rozdział 4: Poznawanie samej siebie cz. 3



W drodze strasznie zmarzłam. Kurtka bardzo by się przydała. Cały czas myślałam o tym chłopaku. Kto to mógł być i czego ode mnie chciał? Kompletnie nie wiedziałam co z tym zrobić. Powiedzieć komuś czy nie?  Kiedy weszłyśmy do Ośrodka dosłownie szczękałam zębami. Akurat wtedy obok wejścia przechodził Marcel w kubkiem herbaty w ręce. Uśmiechnął się do nas. Pomyślałam, że bardzo przydało by się teraz coś ciepłego do picia. Chłopak chyba zauważył mój wzrok skierowany na kubek, uśmiechnął się jeszcze szerzej i oddał mi picie.
- Dzięki – miałam tak zamarznięte usta, że ledwo mogłam nimi poruszać.
- Donattello! – usłyszeliśmy krzyk pani Gherard. Dona aż się wzdrygnęła, ale poszła za głosem matki. Nagle poczułam coś dziwnego. To było jak paraliżujący strach, ale się nie bałam. Ogarnęła mnie ciemność, Nic nie widziałam. Po chwili zobaczyłam tego chłopaka ze sklepu. Trzymał w ręce mój hematyt. Znowu się uśmiechnął. Zgniótł moją przepowiednię. Jak to możliwe? Przecież to był twardy kamień. Poczułam jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Osunęłam się na podłogę.
- Kornelio! Powiedz coś!  - zobaczyłam zielone oczy i kasztanowe włosy.
- Fabian? Gdzie jest Marcel? – wyjąkałam cicho.
- Zawołał mnie pobiegł po Daniela. Krzyczałaś i jakby z twoich rąk wydobywało się światło. Co to było?
- Nie wiem. Chyba coś jak wizja. To było straszne.- zaczęłam się trząść.
- Spokojnie. – wziął mnie za mokre ręce. Nawet nie zauważyłam co się dzieje z herbatą.
         Nadbiegł Marcel i zaraz po nim pojawił się Daniel. Fabian od razu mnie puścił. Mocno złapał za ramiona i podniósł do pozycji siedzącej. Zdziwiło mnie jego zachowanie.
- Nie dobrze. Chłopcy zaprowadźcie ją do biblioteki. Ja muszę przygotować wywar i zaraz też tam przyjdę. Kornelio, bardzo mi przykro, ale dzisiaj się nie wyśpisz.



Przepraszam, że ta długo, ale miałam niestety dużo zajęć no i brak weny.
Zapraszam do komentowania :)

poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział 4 Poznawanie samej siebie cz.2



   Chyba zasnęłam. Obudziła mnie Dona. Uśmiechała się od ucha do ucha.
- Wiem jak poprawić ci humor. Pójdziemy na zakupy! – oczy błyszczały się jej z podekscytowania.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł.
- No weź, nie każ się długo prosić. Połazimy po sklepach, pogapimy się na fajnych chłopaków. Mam już nawet pozwolenie od mamy.
- No niech ci będzie. Pójdę z tobą tylko się przebiorę – założyłam jeansy, T-shirt, i niebieskie conversy. Włosy splotłam w długi warkocz. Miałam nadzieję, że jest ciepło i nie brałam kurtki. Wygrzebałam jeszcze torebkę i była gotowa. Wyszłyśmy z Doną  z Ośrodka.
         Dopiero teraz miałam okazję zobaczyć Ośrodek w całej okazałości. Był to budynek, koło którego często przechodziłam w drodze do biblioteki. Zawsze myślałam, że jest to stara kamienica, w której mieszka tylko kilka rodzin. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś wchodził albo wychodził z niego. Tylko raz widziałam kogoś w oknie i wydawał mi się wtedy dziwot, taki nieludzki. Teraz tak myślę, że to nie był człowiek. Zapytam się o to kiedyś Dony.
         Po 15 minutach doszłyśmy do dużej galerii handlowej. Kiedy weszłyśmy do środka aż zaparło mi dech w piersiach. Było tam bardzo tłoczno i głośno. Po ponad miesiącu spędzonym w spokojnym Ośrodku odzwyczaiłam się od hałasu. Moja towarzyszka od razu skierowała się do najbliższego sklepu. Niechętnie powlokłam się za nią.
         Zastałam ją już w przymierzalni z ogromną stertą ubrań. Obejrzałam kilka półek z koszulkami, ale nic nie wpadło mi w oko. Usiadłam na kanapie stojącej przed wejściem do przymierzalni. Dona wychodziła  w coraz to nowszych strojach. Przesiedziałam tam godzinę, podczas gdy Dona biegała pomiędzy półkami. Stwierdziłam, że nie mogę już tak dłużej. Poczekałam na odpowiedni moment i wymknęłam się ze sklepu.
         Chciałam znaleźć Empik. Dawno nie czytałam ciekawej książki. Po krótkich poszukiwaniach znalazłam to co szukałam. Wśród książek czułam się jak w raju. Długo chodziłam pomiędzy półkami, przyglądając się tytułom. W dziale z książkami fantastycznymi zainteresował mnie jakiś nowy hit. Wzięłam książkę do ręki, usiadłam na podłodze i zaczęłam czytać.
         Kompletnie straciłam poczucie czasu. Nagle zauważyłam, że ktoś mi się przygląda. Rozejrzałam się dookoła. Kawałek dalej stał chłopak cały ubrany na czarno z czarnymi włosami. Przez cały czas patrzył się na mnie. Zaniepokoiły mnie jego oczy. One również były czarne. To nie było naturalne. Wstałam i odłożyłam książkę. Postanowiłam, że poszukam Dony. Tajemniczy chłopak uważnie śledził to co robię.  Trochę się przestraszyłam, nie wiedziałam w którą stronę iść. Na szczęście zza rogu wypadła moja zdyszana przyjaciółka. Odetchnęłam z ulgą.
- Gdzieś ty była?! Szukam cię od 3 godzin! Chcesz, żeby moja matka mnie zabiła?! – była strasznie zdenerwowana.
- Bardzo cię przepraszam. Czy możemy już wracać?
- Już wracamy. Ci się stało? – nagle stała się zaniepokojona.
- Nie, nic. Po prostu jestem zmęczona. W końcu jest już 21. – jeszcze raz się obejrzałam. Chłopak stał bliżej niż ostatnio. Uśmiechnął się do mnie. Był to złowrogi uśmiech. Miałam nadzieję, że już nigdy się nie spotkamy.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                               

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 4: Poznawanie samej siebie cz.1



Marcel szybko opowiedział im o moim być może proroczym śnie. Daniel miał bardzo zaniepokojoną minę.
- To bardzo źle, że śniły ci się anioły – powiedział.
- Ale co to znaczy? – nie wiedziałam co o tym myśleć.
- W średniowieczu istniały w Polsce stowarzyszenia Hussarów. Można by je nazwać też zakonami. Nie pozostały po nich żadne dokumenty, które mogły by potwierdzić ich istnienie. Uważali, że anioły to symbol ludzi żyjących na Ziemi. Gdzie są anioły tam są też ludzie. Śnił ci się upadek ludzkości, który został przedstawiony boskimi istotami. Miejmy nadzieję, że się to proroctwo nie sprawdzi. – zamilkł na chwilę, ale po chwili chyba sobie o czymś przypomniał – Ach. Zapomniałem ci powiedzieć, że od teraz będziemy odkrywać twoje zdolności. Nie będzie to proste, ale musisz nauczyć się jak nad nimi panować. – zrobił zatroskaną minę.
         Uważają, że jestem niebezpieczna? Ta myśl mnie przeraziła. Jak ja mogłabym komuś zrobić krzywdę? Nagle jednak pojawił mi się w głowie obraz rodziców. Rada jednak miała rację. Wtedy w Sali przecież mogłam zabić ich. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Zacisnęłam powieki, bo nie chciałam żeby ktoś zobaczył moich łez. Jednak Marcel to zauważył.
- Hej, nie martw się. Wszystko będzie dobrze. – starał się mnie pocieszyć, ale i tak mu się to nie udało.
-  Taa. Jasne. Chciałabym pobyć trochę sama. Oczywiście jeżeli mogę- spojrzałam na Radę. Daniel skinął głową, więc wyszłam z biblioteki. Zaraz za mną wyszedł Marcel.
- Na pewno wszystko w porządku?
- Na pewno. Nic mi nie jest. – chciałam aby dał mi już spokój.
- No dobrze. Powiem Donie, żeby później do ciebie wpadła. – jeszcze coś mówił, ale go nie słuchałam.
         W drodze do pokoju natknęłam się na Fabiana. Siedział na jednej z licznych ławeczek na korytarzu i czytał jakąś książkę. Nie miałam ochoty na rozmowę, więc go zignorowałam. Kiedy koło niego przechodziłam popatrzył się na mnie, jego twarz w jednej chwili zmieniła się z chłodnej obojętności w wielki smutek. Myślałam, że coś powie, ale dalej milczał. Szłam dalej, zastanawiając się, co czytał.
         W końcu znalazłam się w pokoju. Opadłam na łóżko. Nie wiedziałam co myśleć. Potrzebowałam kontaktu z kimś bliskim. Nie chciałam dzwonić do rodziców, bo nie potrafiłabym z nimi rozmawiać. Uświadomiłam sobie, że jestem bardzo samotna. W ośrodku nie miałam się komu zwierzyć ze swoich obaw. Wielki żal ścisnął mi żołądek. Ogromne łzy zaczęły skapywać na poduszkę. Nie mogłam powstrzymać szlochu. Miałam nadzieję, że muzyka jakoś mi pomoże. Sięgnęłam po odtwarzacz mp3 i głośność ustawiłam na najgłośniejszą.  Zamknęłam oczy. Gdyby ktoś wszedł do mojego pokoju nawet bym się nie zorientowała, że jakaś osoba stoi obok mnie. Słuchając, całkowicie się wyłączyłam. Wydawałoby się, że mój mózg przestał pracować. Na jakiś czas oderwałam się od rzeczywistości. Czułam się jakbym podróżowała między dwoma świtami.



Jednak cofam to o tytule. Kiedyś indziej go wymyślę. 

czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział 3: Nienawiść czy miłość? cz. 3



 Obudziłam się z bólem pomiędzy łopatkami. Nie mogłam sobie przypomnieć gdzie się znajduję. W pomieszczeniu nie było okien ani mebli oprócz łóżka, na którym leżałam i stolika. Lampa, która wisiała nad moją głową była wyłączona. Długo rozmyślałam, wpatrując się w ciemność. Zdałam sobie sprawę co się stało. To wszystko co wydarzyło się w Sali było moją winą. Nie wiem jeszcze jak  to możliwe, ale czuję, że to na pewno ja. Nagle całe moje życie stało się bardzo odległe, poczułam, że spadam w otchłań. Nadal leżałam na łóżku, ale jednocześnie cały czas spadałam. Zwinęłam się w kłębek. Nie wiedziałam co robić. Stałam się odrętwiała.
         Dokładnie nie wiem jak długo tak leżałam. Z letargu wyrwało mnie skrzypienie zawiasów. Weszła Dona z tacą, na której znajdowała się szklanka wody i talerz z kanapkami.
- Narobiłaś na górze niemałego zamieszania. Rada cały czas zastanawia się nad tym jak to zrobiłaś – jej ton był wesoły. Jak to mogło ją śmieszyć. Jednak coś mi się nie zgadzało.
- Jak to tam na górze? To są tu jeszcze niższe kondygnacje?
_ No tak, ale ich już od dawna nie używano. Tylko w nagłych przypadkach – spojrzałam na nią zdziwiona – Nie patrz tak na mnie, nic nie wiem. A teraz zjadaj.
Posłuchałam jej, bo nie chciałam żeby się zdenerwowała. Kanapki żułam powoli i się jej przyglądałam. Kiedy skończyłam powiedziała:
- Ja nie mogę cię stąd zabrać. Musisz jeszcze trochę poczekać. Za niedługo ktoś powinien przyjść. – wstała, poklepała mnie po plecach i wyszła. Znowu zostałam sama. Nie chciałam tego. Po raz kolejny ogarnęło mnie odrętwienie. O dziwo zasnęłam.
         Śniły mi się anioły i jakaś wielka, krwawa bitwa. To był okropny koszmar. Anioły traciły skrzydła, wiły się z bólu i umierały. Mam nadzieję, że już nigdy więcej tego nie będę widzieć. Skrzypnęły drzwi. Obok mojego łóżka stanął Marcel.
- To co się stało…
- Nic nie mów! – przerwałam mu ostro.
- Skoro nie chcesz niczego się dowiedzieć to sobie pójdę. – odwrócił się i zrobił krok w stronę drzwi.
- Zaczekaj. Powiedz mi co wiesz.-  nagle nie mogłam mówić głośniej od szeptu.
- No dobrze. Fabian zrobił coś czego nikt by się nie spodziewał. Płynem w strzykawce nie był wcale silny lek uspakajający, tylko substancja, którą używali starożytni podczas walk. Jest to coś jak narkotyk. Wstrzykiwali je jeńcom, po kilku godzinach zaczynały się potworne halucynacje i koszmary. Żeby dostać odtrutkę musieli zdradzić tajemnice swojego wojska. Jeżeli tego nie zrobili następnego dnia umierali w bardzo bolesnych cierpieniach.
         Zamarłam na jego słowa. To było przerażające. Mogłam umrzeć. Widząc moją minę, nieco mnie uspokoił mówiąc:
-Spokojnie, od razu podaliśmy ci antidotum, ale nie zwalczy ono do końca objawów. Jeżeli już coś widziałaś to mi powiedz. Nie martw się zaraz razem wrócimy na górę.
Nie wiem dlaczego, ale nie chciałam mu wyjawić swojego snu. Co to mogło oznaczać? Przez kilka minut toczyłam sama ze sobą walkę. W końcu jednak postanowiłam wszystko opowiedzieć.
- To bardzo niedobrze, że akurat to ci się przyśniło. To może być proroczy sen. Trzeba szybko powiadomić Radę. Chodź! – złapał mnie za rękę i wybiegliśmy za drzwi.
         Podziemie ośrodka wyglądało strasznie. Wszędzie wisiały pajęczyny. Na każdych drzwiach, które mijaliśmy, a było ich naprawdę dużo widniały dziwne znaki. Było tam też bardzo ciemno. Marcel coraz bardziej przyspieszał. Dobrze, że mnie trzymał inaczej nigdy bym za nim nie nadążyła. W końcu dotarliśmy do ogromnych schodów. Tym razem trochę zwolniliśmy. Potem pojechaliśmy windą na wyższe piętra. Marcel jak huragan wpadł do biblioteki. Zwróciły się ku nam zdziwione twarze członków Rady.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                         

niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 3: Nienawiść czy miłość? cz. 2



        Po tych słowach odwrócił się a ja stałam jak skamieniała i nie mogłam wydusić z siebie słowa. Że niby ja w treści przepowiedni? Przecież to jest niemożliwe. Dlaczego o jakąś przeciętną piętnastolatkę mają walczyć dwaj bracia? Nawet nie jestem ładna. Mam długie, brązowe włosy i niebieskie oczy. Nic nadzwyczajnego. Co prawda mam niezłą figurę. Lata treningów sprawiły, że jestem szczupła, ale nie jestem bardzo ładna żeby chłopcy za mną biegali.
- Myślałem, że uciekniesz – nagle znikąd pojawił się Marcel. Popatrzyłam na niego zaskoczona.
- Dlaczego miałabym uciekać?
- Właśnie teraz stoisz obok dwóch osób, które Cię mogą zabić. Nie przeraża Cię to? – zapytał Fabian.
- Nie, bo jeszcze  żadne z nas nie wie co będzie. Liczy się to co jest teraz.
- To nie jest dobre wytłumaczenie i dobrze o tym wiesz, a teraz idź do Sali, bo ma być spotkanie z Radą. – Marcel nie był zachwycony moją odpowiedzią. Patrzyłam przez chwilę na niego i jego brata i wyszłam. Zdążyłam jeszcze usłyszeć jak zaczynają na siebie krzyczeć. Zamyślona skierowałam się na dół do Sali.
         Tam zastałam moich rodziców w towarzystwie Daniela i Renaty.
- Dlaczego mi nie powiedzieliście, że przyjedziecie? – chciałam się wszystkiego dowiedzieć.
- Nie chcieliśmy cię denerwować – mama miała cichy głos.
- Sami nie wiedzieliśmy, że to nastąpi tak szybko – nie wiedziałam o co chodzi tacie- rozmawialiśmy już z przedstawicielami Rady. Teraz musimy porozmawiać z tobą.
         Po tych słowach zostaliśmy sami. Czułam, że coś się stanie. Mama patrzyła na tatę.
- No dobrze. To ja ci wszystko powiem – to już było trochę dziwne – nie jesteś do końca człowiekiem. Zmieniłaś się pod wpływem tego hematytu, który ci daliśmy. Kiedy pojawiły się pierwsze zmiany, czyli zaczęłaś interesować się wszystkim co wydawało się magiczne postanowiliśmy sprawdzić pochodzenie kamienia. Nie udało się to nam, ale dzięki znajomością uzyskaliśmy dostęp do nowoczesnego laboratorium. Po bliższym sprawdzeniu hematytu okazało się, że jest inny, taki nieludzki. Badaliśmy go przez długi czas. W końcu poznaliśmy Mściciela. On nam opowiedział o nim. Ta przepowiednia mówi, o tym, że ten kto będzie go posiadał stanie się Mścicielem o wyjątkowych zdolnościach. Uratuje on świat przed Jaronikiem albo przejdzie na stronę zła i wszystko zniszczy.
         Zapadła cisza. Rodzice wymieniali między sobą zaniepokojone spojrzenia. Byłam wściekła. Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedzieli. To przez nich zmieniło się moje życie. Nie mogłam się opanować. Brakowało mi tchu. Nagle zgasło światło i zapaliło się z powrotem, przewrócił się jeden ze stołów, wszystko zaczęło się trząść. Do Sali wpadli Marcel i Fabian. Odciągnęli ode mnie rodziców. Chciałam się rzucić nawet na nich, byłam tak okropnie zła. Daniel z Renatą też byli. Próbowali mnie uspokoić, ale nie wiedziałam co do mnie mówią. Myślałam tylko o tym, żeby coś zniszczyć. Nagle poczułam ból w plecach. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Fabiana, który trzymał w ręce strzykawkę. Obraz mi się zamazał i zemdlałam.