Wejścia w zaczarowany świat

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 5: Magiczny kwiat cz.2



  Pomieszczenie było duże jak szklarnia. Światło słoneczne zastępowały specjalne lampy. Płatki róż wydawały się lśnić. Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Kwiaty wydzielały delikatny i słodki zapach. Coraz bardziej się w nim zatracałam.
-Uważaj, bo ich zapach może być hipnotyzujący – nagle szepnął mi do ucha Marcel. Jego oddech owiał mi szyję. Na rękach miałam gęsią skórkę. – Lepiej stąd chodźmy. – wyszliśmy i skierowałam się na kanapę, na której wcześniej siedziałam.
`        Mój przyjaciel chodził między półkami i chyba szukał książki, a ja mu się tylko przeglądałam. Za każdym razem kiedy znalazłam się w zasięgu jego wzroku spoglądał na mnie. Jego spojrzenie piekło mnie w skórę. Musiałam opuszczać głowę, żeby nie zobaczył rumieńców na moich policzkach.
- Czytasz czasem poezję? – zapytał.
- Prawie w ogóle. Nigdy nie potrafię jej zrozumieć.
- Nie musisz rozumieć. Musisz to poczuć. – wyłonił się zza regału, niosąc w ręce niedużą książkę. Usiadł obok mnie. – To jak chcesz spróbować czy ja mam czytać?
- Ty czytaj. Ja nie mam już dzisiaj na nic siły.
Zaczął recytować jakiś wiersz. Powiedział kto to napisał, ale nie zapamiętałam tego. Nie wiem nawet o czym był ten wiersz, wtedy mogłam tylko patrzeć na jego oczy. Zatraciłam się w nich kompletnie.
- I jak? Podoba ci się?
- Tak – zdołałam tylko wybełkotać.
- Widzę, że chce ci się spać. Pójdę po coś po czy trochę odżyjesz. – wstał i wyszedł. Kurde, czy ona naprawdę nic nie zauważył? Że niby mi się chce spać? A może po prostu kogoś ma i nie reaguje na moje zachowanie, ale to jest niemożliwe. Przecież sam mnie podrywał. To wydawało mi się trochę podejrzane. Postanowiłam, że teraz jak wróci będę zachowywać się normalnie.
         Po 5 minutach wszedł do biblioteki niosąc tacę z dwiema wysokimi szklankami i dzbankiem jakiegoś napoju. Rozlał go do szklanek i podał mi jedną uśmiechając się zachęcająco. Upiłam łyk. Smakował bardzo dobrze. Czułam cytrynę, grejpfruta, inne cytrusy i miętę. Marcel miał rację. Od razu poczułam jak wracają mi siły. Czułam się orzeźwiona.
- Wow. Dobre. Ty to zrobiłeś?
- Ten napój wymyśliła akurat Dona, ale najczęściej go robię. Wszyscy zawsze uważają, że nie mają czasu na takie bzdury.
- Ale ty oczywiście go masz.
- Mam bardzo dużo czasu. Nigdzie mi się nie śpieszy. Nie robię nic ciekawego całymi dniami. Nie powiem, że trochę mi się tu nudzi.
- A co robiłeś wcześniej, kiedy mnie jeszcze tu nie było? – musiałam zadać to pytanie, bo naprawdę nurtowało mnie od początku mojego pobytu tutaj.
- Na pewno chcesz wiedzieć?
- Tak.
- No to usiądź wygodnie, bo to będzie bardzo długa opowieść.
         Wszystko zaczęło się dwa lata temu. W ośrodku pracował wtedy pewien Hindus. Miał na imię Ali. Zawsze mnie fascynował. Spędzałem z nim dużo czasu. Nauczył mnie wielu rzeczy, np. tego jak zwabiać do siebie dzikie zwierzęta. Często z nim podróżowałem. Pewnego dnia powiedział mi, że musi wyjechać na dłużej. Nie zastanawiałem się nawet. Od razu chciałem z nim jechać. Nie zgadzał się na to. Mówił, że to będzie niebezpieczna podróż. Nie chciał mnie narażać na niebezpieczeństwa. Nie dawałem za wygraną. W końcu się zdenerwował i dla spokoju zgodził się. Fabianowi było obojętne co robiłem, więc nie przejął się wiadomością, że wyjeżdżam. Tylko Dona się martwiła. Wyruszyliśmy. Zaczęła się moja podróż życia.                                                                                                                                                                                                                                                                    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz